Mój staruszek
Motocykl – nie pamiętam czy był w moim 25-letnim życiu moment, w którym nie byłoby w naszym garażu takiego pojazdu. Pasją mojego taty są motocykle zabytkowe, dlatego pierwsze wspomnienia łączą się z Sokołem z wózkiem bocznym. To w nim doświadczyłam pierwszych wibracji, poznałam odgłos silnika i wiatr we włosach.
Moim pierwszym motocyklem zabytkowym był Harley-Davidson WL z 1942 r. Pamiętam próby odpalania i zmieniania biegów na lotnisku. Niby nic trudnego, a jednak przez pierwsze 50 kilometrów na zlot w Kosewie motocykl żył swoim życiem. Każdy postój zamieniał się w długie minuty spędzane na ponownym uruchomieniu motocykla. Ciężko było mi go „wyczuć”, ale z każdym kilometrem szło mi coraz lepiej. Z dumą dojechałam do Warszawy, gdzie dołączyliśmy do grupy oldtimerowców, zmierzających w
tym samym kierunku. Utrzymanie tempa w korkach i między kolejnymi światłami w samej Warszawie nie
było łatwe, ale dotrzymywałam kroku bardziej doświadczonym kierowcom. Po powrocie ze zlotu i kilku jeszcze przejażdżkach, WL-a poszła „pod młotek”. Z żalem patrzyłam jak odjeżdża z nią nowy właściciel, ale na nową WL-kę nie musiałam długo czekać (jak to dobrze mieć takiego tatę!). Kilka przejechanych tras i znów czułam, że panuję nad maszyną. Niestety nie trwało to długo. Z ameryki płynął Harley VL, z 1936 r., więc znów trzeba było znaleźć nowego właściciela dla WL-ki. Tym sposobem przesiadłam się na pierwszego VL-a taty z 1935r.
Początki nie były łatwe, jak zwykle. Jazda po naszych drogach takim sprzętem nie należy do najłatwiejszych. Każda dziura, której nie da się ominąć próbowała zrzucić mnie z motocykla (takie
przynajmniej były moje odczucia po pierwszych „przymiarkach”). W miarę jak oswajałam się z VL-em,
zwiększał się komfort jazdy. Zaczęłam czuć różnicę między WL-ką a VL-em i wcale nie dziwi mnie tak
wielka sympatia taty do tego motocykla. Odpalanie go nie sprawia mi takich trudności jakich dostarczały
mi poprzednie sprzęty, biegi wchodzą „jak w masło”, no i ta moc! Manewr wyprzedzania – nic prostszego… Wystarczy bardziej przekręcić manetkę. Aż wierzyć się nie chce, że jest 3 razy starszy ode
mnie. Poza tym łatwość manewrowania można porównać do prowadzenia roweru. Wygodna pozycja
pozwala na odbycie dłuższej trasy bez konieczności częstych postojów, które realizowane są głównie po to, żeby zatankować motocykl. VL to jest to!
Ale… jak widzę moją pierwszą WL-kę na spotkaniach Oldtimer Club Poland przykro mi, że już nie jest moja…
Agnieszka Brodziak
14 listopada 2010 r.